Roztrenowanie to nie wątpliwie dziwny i trudny okres dla każdego kto dość sporo śmigał przez ostatni rok na rowerze… u mnie ten okres przyszedł po roku jak zacząłem jeździć i ok 13 000 przejechanych kilometrów.
Tak to dość sporo, na osobę, która dopiero co zaczyna swoją przygodę z tym sportem… na ten rok jak już wcześniej wspominałem zaplanowałem, że chciałbym wykręcić 9 000 km, a na dzień dzisiejszy mam ich już prawie 11 000…
Ale ok, wracając do tzw. okresu roztrenowania, jak zobaczyłem Plan rozpisany przez Adama (przyp. Trenera Adama Starzyńskiego z ProCycling Promotion) to zrobiłem wielkie oczy… ale jak to, tylko dwa razy na rower w tygodniu i to po godzinę i 10 minut, come on!!! Do tego siłownia, marszobieg (co to w ogóle jest) i dwa lub 3 dni nawet wolnego? To było dziwne i trudne, bo może to zabrzmi strasznie, ale nie wiedziałem co z sobą zrobić.
No ale ok, może i tak trzeba, w końcu nogi też kiedyś muszą odpocząć… no ale co z Tour de Warsaw? bo to przecież 200km i mamy walczyć o podium w jednym z naszych teamów w których jadę. Trener powiedział, żebym nie jechał, bo roztrenowanie trwa od Poznania długo nie jeździłem, a teraz się regenerujemy i mogę nie dać rady… ja 200km? Przecież to nic takiego… wtedy tak myślałem ;)
Ale po kolei, przyszedł czas na pierwszą siłownię wg zadanego planu i trening obwodowy, 8 ćwiczeń plus rozgrzewka i rozciąganie. Nigdy wcześniej nie przepadałem za siłownią i chyba wytrzymałem miesiąc najdłużej… ale to były inne ćwiczenia i inny sposób ich wykonywania, dużo ciekawszy… a siłownia, na którą poszedłem też całkiem spoko, właściwie chyba jedna z fajniejszych jakie odwiedziłem.
No dobra po godzinie i 20 minutach, po zrobionych 3 obwodach byłem całkiem zadowolony i nawet mi się podobało. Chyba jednak polubimy się z siłownią i może będę trochę lepiej wyglądał :p a na pewno wzmocnię nogi… bo dość konkretnie pracują :)
Jutro mam 4tą siłownię i karnet w kieszeni wykupiony na rok!!! Będzie się działo, oby przyniosło to efekty ;)
Kolejne było bieganie a właściwie marszobiegi wg tętna… to już totalna nowość. Wcześniej pisałem o biegu na piątkę i zrobieniu życiówki czyli 24minuty… a teraz miałem trenować przez godzinę… co było trochę przerażające… no ale ok, jest plan to działamy… chwila rozgrzewki, a potem szybszy trucht… i tak aż dojdę do tętna na poziomie 160, spoko luz pomyślałem… ale biegnąc niezbyt szybko, ciężko było wejść na te 160 i cały czas było to w granicy 156-158… no come on… już siły nie mam… ale w końcu się udało i upragniony marsz, uff… pomyślałem, ale tętno szybko spadło i znowu musiałem zacząć biec…
Plus po całym treningu był taki, że o to w tym chodzi, aby tętno szybko spadało, więc po słowach otuchy od trenera i zobaczeniu osiągniętych czasów byłem zadowolony i nawet kupiłem sobie spodnie do biegania :p
Dwa PR’y zrobione, 11km… no nieźle pomyślałem, może i polubię też bieganie, bo nie ma tragedii a ten marszobieg jest nawet ciekawy… dziwnie biega się tylko trzymając Garmina w ręce, no ale cóż na zegarek mnie jeszcze nie stać :) więc będę biegał z małą cegiełką w dłoni.
Co jeszcze ciekawsze w całym okresie roztrenowania po Poznaniu musiałem oddać pożyczoną szosę do Veloart i jedyny treningi rowerowe robiłem na dwutonowym fullu… Mój Trek FuelEx5 nie należy do najlżejszych ze swoimi 15,2 kilogramami, ale na czymś trzeba było jeździć :)
Na szczęście na tydzień (tak, dokładnie na 5dni) przed Tour de Warsaw Biała Strzał została zreanimowana po wypadku na poprzednim TdW i mogłem znowu zacząć jeździć…
https://instagram.com/p/9CLCEFvtNW/
Chłopaki z Cozmobike zrobili mega robotę doprowadzając „Białą” do stanu używalności, gotową na TdW
Ponad miesiąc nie siedziałem na szosie, z formą też nie wiedziałem co i jak, bo to przecież roztrenowanie… no ale tyle jeździłem w tym sezonie więc nie powinno być problemu… tak myślałem do połowy wyścigu gdy przyszedł pierwszy kryzys… Wtedy już wiedziałem że trzeba było się posłuchać trenera i odpuścić ten start, ale jak to tak porzucić kolegów.
Ruszyliśmy, od początku mocne tempo w 7 osób sznureczkiem… dość mocno wiało ale cisnęliśmy.
Auto techniczne prowadził Adam a wraz z nim na pokładzie jechał nasz niezastąpiony fotograf z Pętli, Andrzej Seta. Wszystko szło dobrze, no może poza światłami, które nas zatrzymywały, zabrakło nam szczęścia, ale takie są uroki TdW. No właśnie było dobrze do ok 90km… potem przyszedł pierwszy kryzys ale zagryzłem go żelem i batonikiem… niestety nie na wiele się to zdało i od ok 120km przestałem dawać zmiany, wiatr mnie wykańczał a kolejne batoniki już nie pomagały…
Niestety na 143km musiałem powiedzieć dość, bo czułem, że będę spowalniał chłopaków, lub spadnę z roweru… odpływałem… to było to, przed czym przestrzegał trener, to nie jest okres na taki wyścig…
Na szczęście w porę zorientowałem się, że to koniec oddałem nadajnik GPS Radkowi i sam wsiadłem do Auta…
Niestety chwilę po mnie odpadł Bartek, nasz koń pociągowy, któremu zaszkodził jakiś shot kofeinowy… tak to bywa w sporcie… i chłopaki dzielnie w 5ciu pokonali ostatnie 60km, a łatwo nie było bo wiało, łapały skurcze i morale trochę opadły gdy stracili dwóch zawodników. Z Auta wspieraliśmy ich jak tylko się dało i chłopcy dojechali na 5tym miejscu na 24 drużyny! Im należą się gratulacje, a mi opieprz za niesłuchanie się trenera.
Chociaż w aucie pogadaliśmy i stwierdził, że przynajmniej dobry trening zrobiłem, ale teraz mam się już słuchać. Dobrze Adam #JustDoYourJob #SłuchajSięTrenera
Wypiłem shake regeneracyjny, który dostałem od firmy Etixx i poszedłem spać… i tyle z Tour de Warsaw… spałem jakieś 12h… wstałem i kolejny marszobieg ;) w plan wpisany jest, zrobić trzeba :)
Oj trudny był to trening, tętno szybko wchodziło na 160… organizm dostał po dupie podczas TdW, ale trzeba się uczyć na własnych błędach i zbierać doświadczenia.
Działamy dalej wg planu i będzie dobrze :)