Przerwane przygotowania… czy rozejrzeć się to za dużo?

Kierowco, czy spojrzenie w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo to na prawdę tak dużo? Dla Ciebie to kilka sekund a dla nas kolarzy to często kwestia życia. To że nosimy kaski nie oznacza, że jesteśmy niezniszczalni.

Auto dla nas jest jak zderzenie z czołgiem czy ścianą…

Dla mnie było to już trzecie spotkanie z autem, do tej pory miałem więcej szczęścia niż rozumu, nauczyłem się jedynie że ufać można jedynie sobie, nie ma czegoś takiego jak zaufanie że kierowca jednak cię zobaczy… zwłaszcza, że często nie patrzą… A jak było tym razem?

Czwartek, bardzo ciepło, 2h w tlenie w planie treningowym. Fajny lekki trening bo można pojechać razem z Zuzą, może ktoś jeszcze będzie chętny. Głową właściwie już byłem w Wiśle do której mieliśmy wyruszyć za kilkanaście godzin, aby w sobotę wziąć udział w długo oczekiwany wyścigu, który miał być jednym z trzech najważniejszych sprawdzianów przed Mistrzostwami do których szykuję się od września.

Pojechały z nami jeszcze trzy osoby, dla jednego kolegi było za wolno, ale tak miało być, nogi miały odpocząć przed wyścigiem. Mieliśmy za sobą już 41km i jeszcze jakieś 15 do domu, właściwie już końcówka, rozjazd… przed nami jeden fajny zakręt, w prawo w dół w ulicę Baczyńskiego w Parcel-Obory, gdzie zasugerowałem Zuzi, żeby spróbowała trochę inaczej niż zwykle w niego wejść.

Ona ruszyła szybciej od kościoła w Słomczynie a ja chcąc jej jeszcze coś podpowiedzieć postanowiłem ją wyprzedzić, zobaczyliśmy jednak piasek na zakręcie więc spokojnie i bezpiecznie w niego wjechaliśmy. Miałem Zuze za sobą po swojej lewej stronie i został nam fajny zjazd Baczyńskiego… dwóch kolegów zostało kilkanaście metrów za nami i dobrze.

Na końcówce tego baaardzo krótkiego zjazdu jest uliczka po prawej stronie na którą zawsze się uważa… tym razem było tak samo, ale to co się wydarzyło niestety nie poszło po naszej myśli.

Najpierw z uliczki wyjechał motocykl, skręcając w lewo, już lekko wymuszając pierwszeństwo, ale wtedy jeszcze było chwilę czasu na reakcję, jednak zaraz za nim zauważyłem niebieskie auto dojeżdżające do naszej drogi, zwalniające… wtedy już w głowie krzyczałem „tylko nie wyjedź, spójrz w lewo”… już wtedy mocniej zacząłem skręcać w lewo, żeby w razie czego ominąć wysunięty przód maski tego auta…

Niestety auto nie zatrzymało się, a w naszej ocenie Pani nie spojrzała w lewo i ruszyła prosto za motocyklem, który prowadził jej mąż.

Czy naprawdę dojeżdżając do tej drogi nie zauważy się 4 osób na rowerach? Wątpię… chyba że się nie spojrzy…

Jak ruszyła zdążyłem jedynie krzyknąć „nieeee, kur#&@:, uwaga!!!”… próbowałem dalej uciekać w lewo, ale auto zamiast zwolnić wjechało prawie na wprost mnie… i tak bez szans na hamowanie uderzyłem w prawą stronę auta, i dalej razem z rowerem przeturlałem się ną lewo a potem dalej za auto na betonowe krawężniki… za mną bezpośrednio jechała Zuza, może z metr lub dwa za mną i chyba zdarzyła jeszcze przyhamować ale też uderzyła i chyba nawet przeleciała jeszcze przeze mnie… dokładnie nie pamiętam, to były przebłyski kolorów, niebieski, błękitny, zielony, czarny a na koniec wielki ból po prawej stronie, od stopy do łokcia… 

Usiadłem na nowiutkim krawężniku zacząłem „rzucać mięsem” widząc moje kolano, łokieć, kostkę i sporo szlifów… kask był na głowie. Pierwsza rzecz którą zrobiłem to krzyknąłem żeby ktoś dzwonił pod 112, potem cały się trzęsać sprawdzałem co z głową i szyją… potem co z Zuzą co z resztą. Widziałem że chłopaki stoją cali, Zuza krzyczy, ale ktoś się nią zajmuje, krzyknalem żeby leżała i się nie ruszyła, że będzie dobrze, niech nie panikuju. 

Kask to podstawa, jestem pewny że bez niego byłoby z nami o wiele gorzej

Byliśmy bardzo poobdzierani, wokół sporo ludzi, dojechało kilka osób, które mijalismy p trasie. Karetka była w drodze, ale sam jeszcze zadzwoniłem na wszelki wypadek, zabrałem garmina z roweru, poprosiłem chłopaków o zabranie zegarka Zuzy i porobienie zdjęć wszystkiego. 

Wtedy dopiero dotarło do mnie jak sam wyglądam i to było straszne… łzy w oczach, prawa kostka puchnie, wiązanie urwane, metalowa linka przerwana… w prawym kolanie dziura brakuje duuużo skóry, tkanek? Mógłbym chyba spokojnie piłeczkę do ping-ponga tam włożyć, widzę chyba kości, rzepkę, no na pewno nie tylko skórę ale i też mnóstwo ziemi i brudu… nie mogę ruszać łokciem, cały we krwi… w tym samym czasie dojechała karetka i zajęła się Zuzą, zdążyłem jeszcze zadzwonić po Maćka z Roadbike od którego pożyczyłem na testy rower, miał zabrać je do siebie i obejrzeć ale nie było co zbierać… ramy pęknięte w wielu miejscach, korby, kasety, przerzutki, koła… wszystko do kasacji…

Do mnie dopiero zaczęło docierać najgorsze, co z Australią, wtedy puściło, zacząłem kląć, co z kolanem, łokciem, kostką… co z przygotowaniami, wszystko od września było podporządkowane pod ten jeden start, w sobotę miałem wystartować w Pętli Beskidzkiej a za tydzień w Tatra Road Race… w dwóch najważniejszych sprawdzających formę wyścigach przed Perth… po 17 lipca miałem mieć badania wydolnościowe żebyśmy mogli wprowadzić ostatnie poprawki.

A dziś pisząc ten wpis, leżę w szpitalu już 3 dzień, łokieć w gipsie, mnóstwo ran i bandarzy i kolano po operacji… usztywnione opatrunkami… a każde wyjście do łazienki to mega ból i bezsilność… cały czas na antybiotyku, na zmianę co kilka godzin morfina lub ketonal dożylnie…  a na sen tabletki żebym mógł spać…

Jeśli ładnie będzie się goić to za 3 tygodnie może wsiadę za rower… łzy do oczu napływają… bo przez lenistwo i debilizm innych wielki plan trzyma się na włosku… wyścig opłacony, wiza zapłacona, badania, licencje… starty opłacone…wszystko do dupy, Wielka niewiadoma co dalej… Nie wiem jak ścięgna, mięśnie bo noga usztywniona, każdy ruch to ból, nawet na boku nie mogę leżeć.

Trzy, cztery tygodnie bez jazdy… Jeśli tylko tyle to bardzo dużo, zastanawiamy się z trenerem co dalej… tzn. czekamy aż kolano będzie ruchome… Ale obecnie źle to wygląda… Czy będzie pracowało? Teraz nie wiem…

Cieszę się jedynie że żyję, nie mam poważniejszych złamań i że Zuza jest prawie cała, ma zszyte kolana i złamany palec u nogi… Ale ze 4 tygodnie też w plecy.

Dlaczego ludzie są idiotami i nie mogą spojrzeć dokładnie, zwłaszcza, jeśli nie są u siebie.

Jest pełno Kampanii na świecie o tym, u nas chyba brakuje tego. Zacznijmy o tym mówić, bo to straszne co się dzieje. Sporo osób do mnie pisało, że mieli to samo miesiąc temu, rok temu.

Kierowcy!!! Do kur@&& nędzy, zacznijcie myśleć, nie jesteście sami na drodze.

Kończąc wpis chciałbym bardzo podziękować w imieniu swoim i Zuzy wszystkim, którzy pisali, dzwonili, bardzo pomogliście. No i oczywiście wszystkim którzy byli na miejscu wypadku i pomogli.

Jest ciężko, ale będziemy walczyć o powrót do treningów i ścigania.